Zgodnie z wprowadzoną nowelizacją do Karty Nauczyciela, od 1 września wszystkie niepubliczne szkoły i placówki mają obowiązek zatrudniania nauczycieli wyłącznie na podstawie umowy o pracę. Dla nauczycieli w placówkach publicznych będzie się to odbywało z pełnym uwzględnieniem przepisów Karty Nauczyciela (wymiar czasu pracy, wynagrodzenia), a dla tych w placówkach niepublicznych tylko na podstawie kodeksu pracy. Wbrew pozorom, wcale to nie poprawia sytuacji ani nauczycieli, ani tym bardziej niepublicznych szkół i placówek oświatowych. Rodzi zaś wiele problemów, z którymi będą się musieli uporać dyrektorzy.
Ustawa Karta Nauczyciela nie zawiera pełnej definicji nauczyciela. Dlatego MEN twierdzi, że są nimi także pracujący w placówkach niepublicznych psycholodzy, pedagodzy i logopedzi. Jednak nie każdego nauczyciela da się zatrudniać na umowę o pracę, nie wszędzie i nie na wszystkich stanowiskach. Moim zdaniem są tzw. inni pracownicy pedagogiczni, którzy mogą być zatrudniani w niepublicznych placówkach na inne umowy, jeśli zatrudnienie nie następuje na stanowisku nauczyciela, lecz specjalisty, np. logopedy, który prowadzi określone zajęcia. Problem nie dotyczy wszystkich szkół czy przedszkoli. Nie ma go tam, gdzie zatrudnia się nauczycieli pełnowymiarowych, czy nawet na pół etatu. Także w prywatnych przedszkolach wychowawcy zwykle mają umowy o pracę. Ale inaczej już będzie z nauczycielami przedmiotów zawodowych w szkolnictwie zawodowym, dla dorosłych. Dotyczy to chociażby zatrudniania nauczycieli praktycznej nauki zawodu – weterynarzy, księgowych, biegłych rewidentów, techników dentystycznych czy kosmetologów. Osoby te prowadzą własne firmy i w ich przypadku nie jest możliwe zatrudnienie w szkole na podstawie stosunku pracy. Taki wymóg spowoduje, że będą oni z zajęć w szkole rezygnować. A to może się z kolei skończyć zamykaniem szkół zawodowych dla dorosłych.
Szkoły stoją zatem przed realnym wyzwaniem – zatrudnianiem na takie części etatu, jakich nie da się nawet ułamkowo zapisać. Przykładowo, szkoła dla dorosłych potrzebuje nauczyciela biologii na 15 godzin w semestrze 5-miesięcznym, czyli średnio 3 godziny w miesiącu, zatem wymiar czasu pracy dla niego wyniósłby niecałe dwie setne pełnego etatu.
Wątpliwości mogą być również np. w przypadku księdza-katechety, który przychodzi do małego prywatnego przedszkola na jedną lub dwie godziny w tygodniu. Jest on nauczycielem, więc należałoby go zatrudnić. Niejasna też będzie sytuacja lektora języka obcego, który pracuje z przedszkolakami godzinę w tygodniu, a zatrudniony jest na podstawie umowy o pracę w szkole językowej. Ta z kolei podpisała umowę z przedszkolem na prowadzenie takich zajęć. Takiego lektora raczej nie będzie można zatrudnić nawet na ułamek etatu, bo przecież nie można pracować na dwóch umowach czy etatach wykonując te samą pracę.
Nowy przepis jest tak skonstruowany, że mówi o zatrudnieniu każdego nauczyciela bezpośrednio przez dyrektora szkoły lub przedszkola. Tymczasem osoby samozatrudnione, przedsiębiorcy świadczący usługi edukacyjne, w ogóle nie są zainteresowani zatrudnianiem na umowach o pracę. W efekcie problem mają zarówno samozatrudnieni, jak i szkoły, ale także przedsiębiorcy prowadzący firmę, np. szkołę językową.
Osobną kwestią jest to, że niektórzy specjaliści, np. psycholodzy czy logopedzi są zatrudniani w placówkach doraźnie, w miarę potrzeb. Do tej pory, gdy np. w przedszkolu konieczna była pomoc psychologiczna, korzystano z oferty specjalistycznej poradni czy indywidualnego specjalisty. Czy teraz należałoby taką osobę zatrudnić na czas oznaczony, np. na 2 godziny? A przedtem skierować na badania lekarskie czy szkolenie BHP. Przecież to absurd i działanie całkowicie sprzeczne z kodeksem pracy. Trzeba też pamiętać, że rozporządzenie w sprawie pomocy psychologiczno-pedagogicznej dotyczy tylko publicznych placówek, a nie prywatnych. Zatrudnienie w ramach stosunku pracy w prywatnej szkole np. logopedy do jednego dziecka, któremu jest zorganizowane tzw. wczesne wspomaganie rozwoju w wymiarze od 4 do 8 godzin miesięcznie, w tym np. 2 godziny logopedii, jest w praktyce nie do rozwiązania. I tu też rodzi się pytanie, na ile CZASU zatrudniać??? W jakim wymiarze czasu pracy trzeba zatrudnić na etacie cząstkowym tego logopedę czy psychologa, któremu na tym wcale nie zależy, bo pracuje już w poradni lub prowadzi samodzielną praktykę.
Dla nauczycieli nowe zasady też wcale nie są korzystne. Art. 222 ustawy wprowadzającej prawo oświatowe (Dz.U z 2017 r. poz. 60) nakazuje tym, którzy są zatrudnieni w pełnym wymiarze czasu pracy, a chcieliby podjąć dodatkowe zajęcie, uzyskanie pisemnej zgody dyrektora szkoły publicznej. Dzieje się tak nawet, gdy nauczyciel zamierza dorabiać w czasie wolnym od pracy. Gdy np. nauczyciel pracuje w szkole publicznej, a dodatkowo prowadzi zajęcia na zjazdach weekendowych w szkołach niepublicznych, to ta druga umowa o pracę jest mu zupełnie niepotrzebna. A jak wykorzystać urlop, gdy jednocześnie nauczyciel zatrudniony jest u kilku pracodawców i gdy nie ma woli, by wszyscy udzielili go w tym samym czasie? Gdy taki „ułamkowy nauczyciel” pójdzie na zwolnienie, zatrudnienie zastępcy także będzie wymagało umowy o pracę, na kilka godzin…
Uzasadnianie przez MEN nowych przepisów tym, że nauczyciele otrzymają wreszcie uprawnienia pracownicze i prawo do awansu zawodowego, to zwykłe banały. Przecież ci, którzy pracowali w pełnym wymiarze, mieli już teraz umowy o pracę i wszelkie „korzyści”, a problem dotknie teraz nauczycieli czy nawet specjalistów dorabiających sobie w innych placówkach, niż podstawowe ich zatrudnienie, gdzie przecież w pełni realizują swoje uprawnienia, także zawodowe. Nieprzekonująco brzmią też argumenty resortu, że zmiany wypływają z chęci zapewnienia odpowiedniej jakości procesu nauczania. Takie podejście oznacza, że ministerstwo uzależnia jakość nauczania od tego, czy nauczyciel jest zatrudniony na podstawie etatu, czy np. umowy zlecenia. MEN chce dzięki tym zmianom w istocie wykazać, że nagle przybyło etatów nauczycielskich i przykryć faktyczną liczbę zwolnień nauczycieli wynikających ze zmian w systemie szkolnictwa. Będzie można pokazać, jako sukces resortu, że pojawi się wiele tysięcy nowych etatów. Nie szkodzi, że w wymiarze godzinowym. Jeśli celem byłaby rzeczywiście likwidacja tzw. umów śmieciowych, to uzasadnienie jest marne, przecież ta przykładowa firma językowa zawiera z prywatną szkołą lub przedszkolem umowę biznesową, a nie śmieciową. W efekcie zmian zamiast „śmieciowych” umów cywilnoprawnych będziemy mieli „śmieciowe” etaty. Zupełnie wystarczające byłoby egzekwowanie obowiązujących już przepisów kodeksu pracy (Dz.U. 2018 r. poz. 917), np. art. 22 par. 11 i 12 które wyraźnie zakazują zawierania umów cywilnoprawnych w warunkach, gdy należy zawrzeć umowę o pracę. To sprawa Inspekcji Pracy, a nie MEN, by kontrolować warunki zatrudnienia.
I ostatnia kwestia, nowe przepisy budzą poważne wątpliwości co do ich zgodności z Konstytucją i zasadą swobody zatrudniania i wykonywania działalności gospodarczej. Czy jakiś uprawniony podmiot odważy się wnieść skargę konstytucyjną do “Trybunału Konstytucyjnego”…???
Robert Kamionowski