Czesne za przedszkole w okresie zawieszenia działalności

Konsekwencją zawieszenia działalności jednostek oświaty, w tym także przedszkoli, jest problem opłaty czesnego przez rodziców dzieci uczęszczających do niepublicznych przedszkoli.

W środkach przekazu pojawiło się wiele stanowisk twierdzących z cała mocą, że w czasie zamknięcia przedszkoli, rodzice mają prawo do całkowitego zaprzestania opłaty czesnego. Te stanowcze stwierdzenia motywowane były zarówno niektórymi przepisami kodeksu cywilnego, przede wszystkim o nienależnych świadczeniach, jak i wytycznymi Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który w roku 2008 wydał raport z kontroli wzorców umownych stosowanych przez przedszkola niepubliczne, w którym uznał szereg klauzul za niedozwolone postanowienia umowne. Z tych okoliczności ma wynikać, że rodzice nie powinni w ogóle uiszczać jakichkolwiek opłat za czas „zamknięcia” przedszkoli.

Z drugiej strony, wielu prawników stwierdza, że nieuzasadnione są twierdzenia, iż aktualne czasowe ograniczenie funkcjonowania jednostek systemu oświaty oznacza, że placówki te nie realizują umów zawartych z rodzicami, a zatem nie jest należne im czesne wynikające z umowy zlecenia zawieranej z rodzicami. Przywoływane są na potwierdzenie tego stanowiska okoliczności m.in. takie, że jednostki systemu oświaty nie zostały zamknięte, lecz jedynie czasowo ograniczono ich funkcjonowanie poprzez ograniczenie możliwości realizacji zadań w systemie stacjonarnym. Placówki te nadal funkcjonują i prowadzą swoją działalność statutową, lecz w zmienionym na skutek obecnej sytuacji zakresie, a ponadto sprawowanie bezpośredniej opieki nad dziećmi w siedzibie placówki niej jest jedynym celem ich działania. Przedszkola, podobnie jak szkoły, również są zobowiązane do wykonywania zadań z zakresu kształcenia i wychowania, gdyż rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej nakładające obowiązek realizacji tych zadań w systemie nauczania on–line dotyczy ich w takim samym zakresie.

Podobne stanowiska i właściwie tożsame zasady, dotyczą także prywatnych żłobków.

Jak zwykle w życiu i prawie bywa, sytuacja nie jest tak jednoznaczna i to wobec obu stron. Na skutek działań dziennikarskich i prawnych, UOKiK dokonał rewizji swojego, tak poprzednio twardego, stanowiska z roku 2008.

W dniu wczorajszym UOKiK przekazał swoje stanowisko w sprawie opłacania czesnego, które nie zawiera już stwierdzenia o nieważności klauzul dotyczących płatności czesnego w okresie zamknięcia placówki. Poniżej obszerne fragmenty przekazanego stanowiska UOKiK:

Odnośnie przedszkoli:

 Sytuacja jest nadzwyczajna. Nie ma w tym ani winy przedsiębiorców, ani winy rodziców i właściciele placówek nie mogli tej sytuacji przewidzieć, planując swe ryzyko biznesowe. W tej sytuacji doszło do nadzwyczajnej zmiany okoliczności co przewiduje też kodeks cywilny w stosunkach cywilno-prawnych – to tzw. klauzula rebus sic stantibus.

Wyjątkowy czas epidemii stawia cały rynek i wszystkich jego uczestników przed nowymi wyzwaniami i koniecznością przedefiniowania niektórych dotychczasowych stosunków prawnych. W tej sytuacji każdy przypadek należy oceniać odrębnie – strony umowy muszą się zastanowić i porozumieć, w jakim stopniu będą dzielić koszty czesnego, by sprawiedliwie rozłożyć koszty tej nieprzewidzianej sytuacji na obie strony. Tak, by przedsiębiorcom umożliwić przetrwanie, a jednocześnie nie przerzucić na konsumentów całości ciężaru utrzymania przedszkoli i żłobków.  Z pewnością – w ocenie UOKiK – niedopuszczalne jest pobieranie czesnego w pełnej wysokości za czas, kiedy dzieci w ogóle nie przebywają w placówce. Np. opłaty za wyżywienie nie powinny być pobierane.  

Każdy musi zajrzeć do umowy i zobaczyć jak placówka edu rozlicza się z nim – czy czesne jest rozłożone na miesiące, czy płacimy je rocznie, co wchodzi w jego skład. Punktem wyjścia powinno być przedstawienie przez właściciela przedszkola rzeczywistych kosztów, jakie ponosi mimo nieobecności dzieci.

W każdym razie obie strony kontraktu powinny spróbować wypracować  rozwiązania dostosowane do trudnej dla wszystkich rzeczywistości. 

Warto zauważyć, że cześć przedszkoli czy szkół proponuje zajęcia w formie e-edukacji. Od 25 marca będzie to obowiązkowe.

Porozumienie wydaje się w obecnej, niezwykle trudnej sytuacji, jedynym dobrym rozwiązaniem. Należy się porozumieć, gdy przepisy prawne mogą być interpretowane i stosowane dokładnie przeciwnie, na korzyść każdej ze stron. Na szczęście, UOKiK podchodzi do tego racjonalnie i nie powtarza zastrzeżeń, jakie miał w 2008 r do szeregu klauzul umownych, które uznał za abuzywne. Sytuacja obecna stanowi niewątpliwie siłę wyższą, niezawinioną przez żadną ze stron. Jeżeli umowy zawarte z rodzicami przewidują rozwiązania na taki wypadek, to przede wszystkim należy postępować zgodnie z umowami, z zastrzeżeniem możliwości, czy konieczności renegocjowania warunków na ten okres.

Należy oczywiście zrozumieć, że rodzicom trudno jest pogodzić się z sytuacją, gdyby mieli płacić całość czesnego za usługę niecałkowicie wykonaną. Ale z drugiej, placówki opiekuńcze doznają przeszkód też nie ze swojej winy, a utrzymują gotowość i ponoszą koszty funkcjonowania dla tych klientów nie tylko na teraz, ale i na przyszłość. Nie są całkowicie zamknięte “na kłódkę”.

Zawsze dwustronne porozumienia są najlepsze, obie strony muszą wyważyć wzajemne interesy, biorąc pod uwagę to, że w najtrudniejszych chwilach nie można całym ciężarem obarczać jednej tylko strony. Bez względu na to, czy tą stroną będzie przedszkole, czy rodzice.

Zdarzają się także sytuacje natychmiastowego rozwiązywania umowy przez rodziców, z powołaniem się na okoliczności, że przedszkole nie świadczy usług. Niektóre umowy mogą zawierać takie klauzule, ale zarówno przy takich klauzulach, jak i w innych sytuacjach te okoliczności nie są uzasadnione. Zaprzestanie świadczenia usług z powodów siły wyższej, jaką jest zarządzenie władz państwowych, nie stanowi uzasadnionej przesłanki do rozwiązania umowy z winy placówki opiekuńczej. A całkowicie bezprawne jest rozwiązywanie umów w trybie natychmiastowym przez rodziców z zaznaczeniem, że po ustaniu epidemii i powrocie do normalnego funkcjonowania placówki, umowa ma zostać ponownie zawarta.

Należy też przypomnieć rodzicom, którzy wypowiadają umowy z przedszkolami, iż rodzicom przysługuje zasiłek opiekuńczy tylko w przypadku zamknięcia placówki, do której dziecko uczęszcza. Jeśli rozwiążą umowę ze żłobkiem czy przedszkolem, do którego uczęszcza dziecko, to skutkiem będzie utrata prawa do zasiłku opiekuńczego, nie tylko tego dodatkowego przyznanego ustawą specjalną, ale także podstawowego, przewidzianego w ustawie o świadczeniach z ubezpieczenia społecznego.

Na koniec jeszcze prośba i uwaga. Niepubliczne przedszkola realizują ogromnie ważne funkcje społeczne, wypełniają luki w opiece przedszkolnej, której nie są w stanie zrealizować samorządy. Rodzice wybierają te przedszkola także dlatego, że oferują lepszą opiekę, bogatszy program, często autorskie rozwiązania. Jeśli teraz nieodpowiedzialnymi posunięciami doprowadzimy je do zamknięcia i bankructwa, to za chwilę dzieci nie będą miały po prostu gdzie uczęszczać.

Doradzam dla obu stron, a szczególnie rodzicom, spokój i powściągliwość. Jak mówi UOKiK, strony umowy muszą się zastanowić i porozumieć, w jakim stopniu będą dzielić koszty czesnego, by sprawiedliwie rozłożyć koszty tej nieprzewidzianej sytuacji na obie strony.

Robert Kamionowski

Czy faktycznie jest podstawa prawna do zawieszenia działalności żłobków?

Zawieszenie funkcjonowania przedszkoli, szkół i niektórych placówek oświatowych nastąpiło na podstawie Rozporządzenia MEN, wydanego zgodnie ze zmienionymi przepisami Prawa oświatowego. Ustawa z 2 marca 2020 r. o szczególnych rozwiązaniach (…) znowelizowała m.in. Prawo oświatowe, dodając nowe przepisy art. 30b i 30c, upoważniające MEN do wydania odpowiednich rozporządzeń, także co do zawieszenia funkcjonowania jednostek oświatowych. Analogiczne rozwiązanie przyjęto w zakresie szkolnictwa wyższego, zmieniając ustawę i udzielając upoważnienia ministrowi do wydania takich samych rozporządzeń. Jednak specustawa nie odnosi się w żadnym przepisie do działalności żłobkowej, podlegającej na mocy ustawy z 2011 r. o opiece nad dziećmi w wieku do lat 3, kompetencjom Ministra Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.

Prześledziłem zatem, na jakich podstawach dokonano zawieszenia działalności, czyli de facto czasowego zamknięcia żłobków w Polsce. Otóż na mocy art. 11 ust. 1, 2 i 7 specustawy o COVID-19, wojewoda (przykładowo mazowiecki) polecił wójtom, burmistrzom oraz prezydentom miast zawieszenie do 25 marca br. działalności klubów dziecięcych i żłobków.

Przede wszystkim, wskazane w zarządzeniu wojewody art. 11 ust. 2 i 7 nie mają tu zastosowania, pierwszy dotyczy wydawania poleceń przez Prezesa Rady Ministrów, w dodatku w drodze decyzji administracyjnej, zaś ust. 7 stanowi tylko o sposobie przekazania takich pokleceń.

Analogiczne polecenia, oparte na art. 11 ust. 1 specustawy, wydane zostały przez pozostałych wojewodów.

I znowu, uprawnienie wojewody do wydawania poleceń, na podstawie art. 11 ust. 1, może dotyczyć organów samorządu terytorialnego. Jednak polecenie o takiej treści, jak nakazanie zawieszenia działalności żłobków, musi już w dalszym jego wykonaniu przez adresata (wójta) mieć podstawę prawną. Jako podstawę, zarządzenie wojewody wymienia art. 54 ust. 1 ustawy o opiece nad dziećmi w wieku do lat 3.

Jest to jednak podstawa błędna. Treść tego przepisu stanowi jedynie, że wymienione organy samorządu sprawują nadzór nad żłobkiem, klubem dziecięcym oraz dziennym opiekunem w zakresie warunków i jakości świadczonej opieki.

Wójtowie mają kompetencje jedynie wobec żłobków publicznych, prowadzonych przez swoje samorządy, ponieważ są to jednostki należące do gmin. Organ gminy wykonuje wobec tego w istocie uprawnienia właścicielskie. Jednak wójt czy burmistrz nie mają podstawy prawnej do nakazania zamknięcia żłobka niepublicznego, prowadzonego przez osobę fizyczna lub prawną. Nadzór wspomniany w art. 54 ust. 1, sprawowany jest w zupełnie innym wymiarze i polega na całkowicie innych kompetencjach, szczegółowo opisanych w tej ustawie. Ustawa natomiast nie zawiera żadnych przepisów uprawniających i upoważniających wójta czy burmistrza do zawieszenia działalności żłobka.

Wobec tego, dalsze polecenia czy decyzje, wydane przez wójta czy burmistrza dotyczące zawieszenia działalności żłobków, skierowane do podmiotów je prowadzących, nie znajdują żadnego oparcia w obowiązujących przepisach, szczególnie w ustawie o opiece nad dziećmi w wieku do lat 3.

Co więcej, także inne wydane w związku z epidemią COVID-19 przepisy ustawy oraz rozporządzeń, nawet tych wprowadzających stan epidemii, nie odnoszą się w żadnych punktach do zamykana żłobków.

Jak jest wobec tego konkluzja? Niestety, biorąc pod uwagę obowiązujące przepisy, mogą uznać, że zamknięcie czy też zawieszenie działalności żłobków nie znajduje oparcia w obowiązujących przepisach prawa. Innymi słowy, zawieszenie tej działalności odbywa się bez podstawy prawnej.

Jakie mogą być tego konsekwencje? Przede wszystkim, należy usunąć stan niezgodności z prawem, poprzez odpowiednie działania legislacyjne. Jednak w okresie od zawieszenia, czyli od zwykle 12 marca, do ewentualnego wydania prawidłowych przepisów, zawieszenie działalności należy uznać za mocno dyskusyjne, a może nawet bezprawne. Konsekwencją tego mogą być chociażby roszczenia zarówno właścicieli zamkniętych placówek, jak i rodziców, którzy zostali pozbawienie możliwości opieki nad dziećmi.

Słuszne skądinąd decyzje o zamknięciu tych placówek, wykonane zostały pośpiesznie, bez należytego przygotowania prawnego, co niestety uwidacznia się także w innych sytuacjach tej epidemii.

Robert Kamionowski

MEN ustalił nowe zasady udzielania dotacji dla niektórych szkół i placówek w okresie ograniczenia ich funkcjonowania

Minister Edukacji Narodowej w rozporządzeniu z 20 marca 2020 w sprawie szczególnych rozwiązań w okresie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, zmienił niektóre zasady udzielania dotacji w okresie zawieszenia funkcjonowania jednostek oświatowych.

Najważniejsze zmienione przepisy dotyczą dotacji udzielanych zgodnie z art. 26 ust. 2 i art. 41 ust. 2 ustawy o finansowaniu zadań oświatowych niepublicznym szkołom dla dorosłych, szkołom policealnym oraz niepublicznym szkołom artystycznym o uprawnieniach publicznych szkół artystycznych realizującym wyłącznie kształcenie artystyczne, które zgodnie z tym przepisem jest uzależnione od obecności uczniów na obowiązkowych zajęciach edukacyjnych w danym miesiącu.

Przepisy § 10 rozporządzenia zawieszają stosowanie przepisów określających powyższe zasady. Niepubliczne szkoły dla dorosłych, szkoły policealne oraz ww. niepubliczne szkoły artystyczne już za miesiąc marzec mają otrzymać dotację niezależnie od uzyskania przez ich uczniów 50% frekwencji na obowiązkowych zajęciach edukacyjnych i poświadczenia jej na listach obecności własnoręcznym podpisem.

Treść przepisu § 10 ust. 1. jest następująca:

Do ustalania dotacji za okres od dnia 1 marca 2020 r. do końca miesiąca, w którym zakończy się czasowe ograniczenie funkcjonowania szkoły, nie stosuje się przepisów art. 26 ust. 2 i art. 41 ust. 2 ustawy z dnia 27 października 2017 r. o finansowaniu zadań oświatowych, w zakresie dotyczącym uzależnienia otrzymania dotacji na ucznia od jego uczestnictwa w co najmniej 50% obowiązkowych zajęć edukacyjnych, oraz art. 26 ust. 3 i art.41 ust. 4 ustawy z dnia 27 października 2017 r. o finansowaniu zadań oświatowych.

W konsekwencji, rozporządzenie określa dalej w ust. 2, że od dnia 1 kwietnia 2020 r. do końca miesiąca następującego po miesiącu, w którym zakończy się czasowe ograniczenie funkcjonowania szkoły, nie stosuje się przepisu art. 34 ust. 3 ufzo, czyli skorygowania liczby słuchaczy osiągających 50% frekwencji w następnym miesiącu.

Następnie, w ust. 3 tego artykułu stanowi się, że do ustalania dotacji w części za okres od dnia 1 marca 2020 r. do końca miesiąca, w którym zakończy się czasowe ograniczenie funkcjonowania placówki, nie stosuje się przepisu art. 29 ust. 2 ufzo, a jest to przepis ustalający prawo do dotacji dla domów wczasów dziecięcych. Zamiast tego przepisu, zgodnie z ust. 4, dotacja dla niepublicznego domu wczasów dziecięcych, w części za okres, o którym mowa w ust. 3, jest równa iloczynowi liczby dni w tym okresie, liczby wychowanków i kwoty części oświatowej subwencji ogólnej przewidzianej na wychowanka domu wczasów dziecięcych w roku 2019 dla powiatu podzielonej przez liczbę 366. Przy czym przez liczbę wychowanków należy rozumieć sumę wychowanków z poszczególnych dni w roku 2019 podzieloną przez liczbę 365.

Ta kwota dotacji podlegać będzie aktualizacji, zgodnie z art. 53 ufzo.

Rozporządzenie nie zmienia natomiast w żaden sposób przepisów o udzielaniu dotacji dla przedszkoli oraz szkół, w których jest realizowany obowiązek szkolny i obowiązek nauki. Wobec tego, dotacje mają być wypłacane zgodnie z normalnymi zasadami, obowiązującymi wg ustawy. Oznacza to przede wszystkim, ze te dotacje mają być przez samorządy wypłacane, bez żadnych zmniejszeń, zawieszeń czy innych warunków.

Wydaje się, za nasze i Państwa głosy zaniepokojenia sytuacją niepublicznych placówek, szczególnie szkół dla dorosłych, przyniosły efekty.

Robert Kamionowski

Sytuacja nauczycieli w nowej rzeczywistości prawnej

Nowe rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z 20 marca 2020 w sprawie szczególnych rozwiązań w okresie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, od 25 marca wprowadza obowiązek realizowania zadań edukacyjnych z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość.

Ministerstwu nie udało się dotychczas skutecznie i całkowicie wyjaśnić problemów wynagradzania nauczycieli za czas ograniczenia działalności dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej tych jednostek oświatowych. (O tym pisałem w poprzednich artykułach)

Nowe rozporządzenie stara się tę sytuację normować, ale też, niestety, nie do końca skutecznie. Obecnie nowe regulacje generalnie przyjmują zasadę, że nauczyciele wszystkich jednostek oświatowych, wymienionych w § 2 ust. 1 rozporządzenia z 11 marca, wykonują swoje zadania poprzez pracę zdalną. Zajęcia realizowane na odległość mają być wykonywane w ramach obowiązującego nauczyciela tygodniowego obowiązkowego wymiaru godzin zajęć prowadzonych bezpośrednio z uczniami albo na ich rzecz w okresie przed zawieszeniem działalności szkół, a w przypadku godzin ponadwymiarowych – także w ramach tych ponadwymiarowych godzin, o których mowa w art. 35 Karty nauczyciela. Ale to dotyczy tylko nauczycieli w placówkach publicznych, prowadzonych przez samorządy.

Jednocześnie rozporządzenie zmieniające wspomniane rozporządzenie z 11 marca na okres od 25 marca do 10 kwietnia ogranicza obowiązek świadczenia pracy przez pracowników na terenie jednostek oświatowych, z wyłączeniem przypadków, gdy jest to niezbędne do realizowania zadań jednostek z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość lub w inny sposób, lub gdy jest to niezbędne dla zapewnienia ciągłości funkcjonowania tych jednostek.

Są to jednak rozwiązania dedykowane dla nauczycieli szkół. Wprawdzie rozporządzenia obejmują pracowników wszystkich zawieszonych w funkcjonowaniu jednostek, ale nie ma żadnych szczególnych przepisów dotyczących nauczycieli przedszkolnych czy placówek zapewniających opiekę i wychowanie poza miejscem zamieszkania, którzy nie będą prowadzić przecież nauczania na podobnych zasadach, a tym bardziej w internacie czy bursie. Wszystkie bowiem przepisy mówią o kształceniu, a zadania przedszkoli to przede wszystkim funkcje opiekuńczo-wychowawcze. Czy wobec tego nauczyciele przedszkolni mają wysyłać dzieciom linki do filmów, kolorowanki czy śpiewanki, aby je “kształcić”? To jakieś nieporozumienie, szczególnie w sytuacji, gdy te dzieci są pod opieką rodziców pracujących zdalnie u swoich pracodawców.

Zamiast rozwiązywać problemy, ministerstwo je tak naprawę jeszcze pogłębia. Bo skoro nauczyciel szkolny pracuje z uczniami, wysyłając im jakiekolwiek materiały, ta jak zmierzyć pracę nauczyciela przedszkolnego? Ma prowadzić on-line zajęcia z dziećmi, robić z nimi gimnastykę czy zabawy, jak przed laty transmitowało radio? Zarówno dyrektorzy przedszkoli samorządowych, jak i właściciele niepublicznych, niestety, nie znajdą w tych przepisach realnego rozwiązania ich pytań i problemów…

Robert Kamionowski

Zdalne sterowanie edukacją w czasach zarazy

Dwa rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej z 20 marca 2020, w sprawie szczególnych rozwiązań w okresie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty oraz zmieniające rozporządzenie w sprawie czasowego ograniczenia funkcjonowania jednostek systemu oświaty w związku z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, wprowadzają od 25 marca obowiązek realizowania zadań edukacyjnych z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość.

Problemów stąd wynikających jest kilka.

Po pierwsze, znowu MEN całość obowiązków przerzuca na barki dyrektorów szkół, podobnie, jak uczyniono to w sprawie wynagradzania nauczycieli. To dyrektorzy i sami nauczyciele mają ustalać zakresy treści nauczania, rozkład zajęć, dobór metod, sposób monitorowania uczniów, egzaminowania, klasyfikowania itd. Ministerstwo zwalnia się tym samym z jakichkolwiek obowiązków po swojej stronie, z iluzorycznym wyjątkiem, o czym dalej.

Po wtóre, rozporządzenie zawiera jedynie listę stron internetowych, na których znajdują się potencjalne materiały do wykorzystania w toku „zdalnego nauczania”.

Wreszcie, to ten jedyny wyjątek, Ministerstwo ma utworzyć Zintegrowaną Platformę Edukacyjną, obejmującą istniejącą platformę epodreczniki.pl, ale nie tylko. Ta nowa platforma ma w istocie zastąpić na pewien czas System Informacji Oświatowej, i to w stopniu nieznanym rozwiązaniom SIO. Mają się tam bowiem znaleźć dane wszystkich uczniów, łącznie z ich adresami mailowymi, informacjami o uczęszczaniu do jednostki oświatowej, oraz bardzo szczegółowe dane nauczyciela. Wprawdzie dane te mają być przechowywane do 31 grudnia 2020 r, ale kto tak naprawdę zagwarantuje, że zostaną one na zawsze usunięte? Przecież ani w internecie, ani tym bardziej na rządowych serwerach, nic nie ginie!

Pojawia się wobec tego istotne, konstytucyjne wręcz pytanie, czemu ma służyć taki, wcześniej niespotykany, stopień inwigilacji? Tego MEN nie wyjaśnia, a przede wszystkim nie określa, kto z tej platformy będzie korzystał i w jakich celach. Bo przecież wyjaśnienie, że platforma ma „umożliwiać wsparcie realizacji zadań przez te jednostki z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość”, jest raczej nieudolną próbą, a nie rzeczywistym uzasadnieniem.

Ale to są tylko przepisy, ważne jest natomiast, do czego w istocie zmierza MEN. Po deformie oświaty, zakończonej ledwie rok temu, czeka nas niezaplanowany i niezamierzony cywilizacyjny przeskok polskiej szkoły. Z wieku XIX, do którego cofnęły nas ostatnie „reformy”, prostym posunięciem pióra legislatora zmierzamy do wieku XXI, i to nie czasu sprzed 2017 roku, lecz wprost w przyszłość. Polska szkoła ma się teraz oprzeć na technikach kształcenia na odległość! Jakie to w sumie proste, wystarczy jedno rozporządzenie i już jesteśmy w innym stuleciu!

Gdyby to jednak było takie proste, to nawet byłoby fajne. Ale proste nie jest. Dziennikarze od wielu dni analizują sytuację uczniów, którzy wraz z rodzicami zmuszeni zostają do takich form kształcenia. Nie będę powtarzał zatem opowieści o rodzinach wielodzietnych, w których może jest jeden komputer, na którym ma pracować kilkoro rodzeństwa i często też rodzic. Już wiele lat temu pewien rząd zapowiadał cyfryzację szkoły, np. prawdziwe e-podręczniki, ale do tego miano zakupić tablety dla każdego ucznia. A skończyło się, jak zawsze…Ten rząd jest jednak skuteczniejszy.

Nie warto wspominać o miejscach, nawet w Warszawie, gdzie internet kablowy jest niedostępny, a jakość sieci komórkowej taka, że ledwo umożliwia zwykły telefon, a nie jakikolwiek internet. I oczywiście nie trzeba mówić o kosztach, jakie uczniowie mający telefony na karty będą musieli ponieść, korzystając z lekcji on-line. To są drobiazgi, ale MEN ma przecież zapewnienie, że 92% polskich szkół, czy może uczniów, jest przygotowanych do takiej pracy. Jak…???

Mnie interesują aspekty czysto prawne.

Rozporządzenie w sprawie szczególnych rozwiązań zawiesza czasowo obowiązywanie szeregu przepisów oświatowych, ale nie ma wśród nich rozporządzeń regulujących podstawy nauczania. Taki jest bowiem zamysł, aby zdalne kształcenie realizowało podstawy programowe. Czy wobec tego wprowadzane kształcenie na odległość nie narusza szeregu praw ucznia?

Podstawowym i konstytucyjnym prawem jest prawo do nauki, w dodatku powszechnej i bezpłatnej. Szczegóły zawarte są w art. 1 prawa oświatowego. „Nowa” forma nauczania uderzy bezpośrednio w dzieci, których warunki materialne czy rodzinne uniemożliwiają pełne uczestniczenie w tych formach. Władza zakłada, że każdy uczeń ma dysponować internetem, urządzeniami jak komputer, tablet, drukarka, skaner. A co z tymi, którzy nich nie mają? Podobno otrzymywać będą papierowe pakiety, ale od kogo i jakie, tego już nikt nie wyjaśnia i nie organizuje. Czyli dalsze wykluczenie dzieci z wielu ośrodków.

Innym ogromnym zastrzeżeniem jest sama realizacja toku nauczania. Skoro odchodzi się od w miarę jednolitych w skali kraju metod, to praktyczne realizowanie podstawy programowej stanie się wyłącznie kwestią przypadku, czy może wypadkowej inwencji poszczególnych dyrektorów i nauczycieli oraz technicznych możliwości przekazu i kontaktu, a wreszcie dyscypliny wszystkich stron. Czysta wolnoamerykanka.

No i najważniejsze, program edukacyjny, co łączy się z drugą kwestią. Jak bez jakiegokolwiek wcześniejszego przygotowania zapewnić w ogóle możliwość przekazywania uczniom nowej wiedzy, gdy nikt tego jeszcze w praktyce nie robił?

Przygotowanie do procesu zarówno przechodzenia do nauczania zdalnego, jak i samego kształcenia w wybranych formach i metodach, to długie i żmudne zadanie. Latami należy przygotowywać się do tego, zbierać doświadczenia, opracowywać narzędzia i programy. A teraz, jednym ruchem zadekretowano coś, czego jeszcze nigdy w Polsce nie ćwiczono w takiej skali i przede wszystkim w takich szkołach.

Należy jednak życzyć przede wszystkim nauczycielom i uczniom powodzenia. Jakoś jednak spokojny jestem, że gdy przyjdzie sukces, to będzie on sukcesem Ministerstwa Edukacji i rządu. Zaś niepowodzenie czy nawet porażka, za rodziców będzie miała wyłącznie nauczycieli…

Mimo wszystko, możemy z tej próby wyjść bogatsi o całkiem nowe doświadczenia. Jeśli ten eksperyment na żywej tkance uczniowskiej uda się, może polska szkoła już nigdy nie będzie taka, jak dawniej. Może uda się przestawić tory edukacyjnej kolei z parowozu na pociągi wielkich prędkości? Ale do tego należałoby zlikwidować MEN, bo skoro potrafi jednym nakazem zmienić szkołę i wprowadzić ją w cywilizacyjny skok do XXI wieku, to dalsze istnienie tej instytucji jest już w gruncie rzeczy niepotrzebne. Szkoła w takich warunkach sama sobie poradzi, potrzebni będą tylko dobrzy informatycy.

Robert Kamionowski